Leszczyńscy. Zofia, Marek, Łukasz.

Leszczyńscy tworzą i promują rodzinne malowanie nie od dziś – bez względu na panujące mody. W latach dziewięćdziesiątych ojciec zaszczepił nas pomysłem na Plenery Rodzinne i, rok w rok, razem z zaprzyjaźnionymi familiami wyjeżdżaliśmy na twórcze wakacje na Lubelszczyznę – do Holi, Brusa, Wierzchowisk. Pamiętam, trochę się wtedy zżymałam – że polowe warunki, że zaszywamy się w jakiejś „głuszy”, że nie odpoczywamy jak inni – niemniej po latach wspominam tamte wyprawy z nostalgią i pewnym rozrzewnieniem. Naturalną konsekwencją Plenerów Rodzinnych i rodzinnego tworzenia w ogóle, były wspólne prezentacje, wystawy. Było ich parę.

Rodzinne malowanie to styl życia. Wszyscy troje – to znaczy my, dzieci – w tym wzrastaliśmy. W mikroskopijnej pracowni ojca (początkowo zaimprowizowanej w pokoju rodziców) zawsze stały sztalugi, tak jak dzisiaj w mieszkaniu Łukasza. Rozmowy – najczęściej o sztuce, z biegiem lat coraz to inne (bardziej partnerskie?). Traktowanie procesu tworzenia z wielką powagą, samego malowania jak czegoś, bez czego trudno żyć. Przy każdej nadarzającej się okazji – wyprawy do galerii, muzeum, albo wycieczki krajoznawcze z notatnikiem czy aparatem w ręku. Wreszcie, przyzwolenie i zrozumienie rodziców dla wyboru dość „niepraktycznej” drogi życiowej – zarówno Kamila jak i Łukasz poszli najpierw śladami ojca do nałęczowskiego liceum plastycznego, a potem na Wydział Artystyczny UMCS w Lublinie i ASP w Łodzi. Tylko ja – chyba trochę z przekory – wybrałam nieco inną drogę, chociaż przez chwilę była nadzieja, że zostanę lekarzem albo prawnikiem. Cóż, niedaleko pada jabłko od jabłoni…

Na dzisiejszej wystawie w Mazowieckim Centrum Kultury prezentują się moi rodzice – Zofia i Marek – oraz brat Łukasz. Zabrakło Kamili, która konsekwentnie maluje „do szuflady”. Trudno ich twórczość porównywać – każdy idzie swoją drogą, szuka swego. Jest jednak coś co, jak sądzę, łączy ich artystyczne poczynania. Na jednym z wernisaży ojciec tak mówił o pomyśle na własny styl, na kompozycję, kolor, stylizację: „W każdym z nas jest taka recepta. To intuicja. Im szczersza, tym lepsza. Obecna rzeczywistość oferuje nam zupełnie inne recepty. Jesteśmy dziś bardziej tresowani niż edukowani”. To po pierwsze. Po drugie, Leszczyńskim-malarzom bliskie jest spojrzenie na naturę jako niewyczerpane źródło inspiracji. Ojciec temu zagadnieniu poświęcił nawet pracę dyplomową. Kiedy oglądamy ich prace, trudno jest zaprzeczyć.

Zofia

Od ładnych kilku lat maluje na jedwabiu. Niewielkie krosna, szlachetne podobrazia i jubilerska precyzja, z jaką opowiada o świecie natury, nasuwają skojarzenia z dziełami średniowiecznych miniaturzystów albo z kunsztowną biżuterią. Najwdzięczniejszymi modelami okazują się być ptaki – raz konkretne okazy znanych gatunków, to znów wyimaginowane ptasie hybrydy, ptaki-znaki, których próżno szukać w atlasach i encyklopediach. Dodajmy – są to żywe ptaki, podpatrzone w swobodnych, naturalnych pozach; żywe – poza Martwą sójką: odosobnionym, dość zaskakującym i dramatycznym nawiązaniem do tradycji.

Marek

W ubiegłym roku obchodził jubileusz pracy twórczej. Tworzy nieprzerwanie od kilkudziesięciu lat. Tym razem prezentuje najnowszy cykl „koński” – z jeźdźcami, woltyżerkami, muzykantami i Świętą Rodziną powracającą z Egiptu. Trudno w paru słowach skwitować jego dorobek. Bezsprzecznie, zakochany jest w Pograniczu, gdzie urodził się i mieszka na stałe. W przeciwieństwie do niektórych współczesnych artystów uważa, że malarstwo powinno się podobać, być ładne. Lubi prowokować i co nieco namieszać – ostatnio mierzył się z tematem kiczu, malując Rykowiska oraz Ledę. I najważniejsze – w prosty, bezpretensjonalny sposób łączy w swej twórczości sferę „sacrum” i „profanum”.

Łukasz

Wciąż poszukuje. Z jednej strony fascynuje go malarstwo dawnych mistrzów, imponuje uczciwość wobec pracy, pietyzm, solidny warsztat. Niedawno dał temu wyraz w swoich Alegoriach. Z drugiej, urzeka go myśl o czystej formie. Chciałby oddziaływać na widza malarstwem doskonałym, wciągać w dyskusję, intrygować, za wszelką cenę nie pozostawiać obojętnym. Podobnie jak ojciec, chętnie maluje cyklami. Zainteresowanie muzyką Oliviera Messiaena i światem owadów (motyli), zaowocowało kolekcją prac komponowanych w kwadracie (Lepidopterorum catalogus). Na wystawie zobaczymy też rozwiązania wertykalne, w których pierwsze skrzypce gra kolor.

 

Dominika Leszczyńska

 

JAPANORAMA – Aga Słodkowska

Galeria Elektor w listopadzie gościć będzie w swych murach malarstwo Agnieszki Słodkowskiej. Cykl obrazów prezentowanych przez artystkę jest zapisem wrażeń z jej podróży do Japonii. Artystka zatrzymuje w stop-klatce kadry z życia, codzienność miast i ludzi. Zapisuje, jak w pamiętniku, swoje wrażenia z podróży, posługując się przy tym doskonałym warsztatem malarskim.

Agnieszka Słodkowska- Migawki z Bardzo Dalekiego Wschodu.

Agnieszka Słodkowska rzuciła się malarsko na Japonię jak jastrząb na młodą łanię- z niesłychaną energią czerpiąc z tego bogactwa tematów, widoków i  kultury, z których słynie Kraina Kwitnącej Wiśni. Wyraźnie widzimy co Agnieszkę fascynuje najbardziej: to ruch ulicy, światła nocy, tłum, blask lamp i neonów o egzotycznych napisach, które artystka wiernie ukazuje, estakady i wiadukty o wielkości i skali rzadko spotykanej w Europie- słowem Metropolia- miasto olbrzym.

Mocne, intensywne kontrasty czerwieni i masywnej czerni, zmiękczane są delikatnością szafirowych fioletów. Dominuje noc pełna blasków i refleksów tysięcy świateł i światełek.

 Uderzające jest jednak jak bardzo nieprzytłaczający jest ten ogrom detalu i ruchu na obrazach Agnieszki- przeciwnie, uwodzą nas one jakąś niezwykłą intymnością, którą malarka tak sprawnie wychwytuje. Popatrzmy;  oto grupa urzędników czy biznesmenów w melodyjnie brzmiącym mieście Fukuoka, urządziła sobie doroczny piknik “hana-mini” pod właśnie rozkwitającymi drzewami wiśni sakury, w koronach których, miękko, światło słońca różowi się na płatkach szeleszczących wiatrem. Inne wielkie  miasto, Osaka, wieczorem-  oto ruchliwa uliczka pełna turystów zahipnotyzowanych mnogością kolorowych, głównie czerwonych lamp, czy też kuszonych zapachami unoszącymi się z restauracji i sklepików. Przy jednym z nich, przed nami, widzimy młodą dziewczynę, która uległa swojej słabości do łakoci- przez przeźroczysty parasol obserwujemy jej wysiłek wydobycia reszty
z zakamarków portfela. A ukryty przy głowie pomarańczowego diabełka sprzedawca cierpliwie czeka.

Na innym znów, ulica- światło wczesnego poranka- z komórkami przy uszach mijają się ludzie spieszący do swojej codzienności. Monumentalna ściana ocienionego fioletem wieżowca sugeruje, że to poranek gdzieś w wielkim mieście i wiemy też, że to stolica wyspy  Kiusiu- Fukuoka.

Oglądam tę serię obrazów Agnieszki, malowanych z niezwykłą dyscypliną i szacunkiem dla malarskiego rzemiosła, z niekrytą przyjemnością, tym bardziej, że ja sam tak rzadko mogę pozwolić sobie na wycieczkę do Kyoto czy Osaki. Nie ma czasu, kruca bomba.

Radosław Wittold Predygier

(artysta malarz mieszkający w Japonii)

 

Teren zabudowany

Wystawa malarstwa Klaudii Ka Kudelskiej , to kolejna ciekawa prezentacja  sztuki młodego pokolenia w Galerii Elektor. Prezentujemy Państwu tym razem malarstwo rozumiane i postrzegane w sposób klasyczny, jako figuratywne przedstawienie świata. Każda scena czy postać na obrazach artystki zostaje przetworzona pod kątem emocji – niejednokrotnie chwilowych. Widoki te to zapis strumieni energii: ciepła, smutku, spokoju, samotności, radości, wspomnień, muzyki, światła, głodu, przyjemności i wielu innych. Teren zabudowany – miasto które artystka stara się nam przybliżyć to warszawska Praga, Targówek. Inspiracją stanowią również Rzym, Berlin, duża część Bombaju i Kalkuty. Najważniejszy jednak jest człowiek. Obrazy są próbą ustalenia tego co jest w nim niewidoczne, nieoczywiste, a równocześnie kluczowe – scena zawierająca radosne elementy może wydawać się smutna lub zagadkowa, a nieciekawa postać brzydkiego człowieka – pełna energii. Bez względu na rasę, kolor skóry czy miejsce zamieszkania problemy nurtujące współczesnego człowieka są podobne i niezmienne.

„Teren zabudowany”.
Żyjemy na terenie przeludnionym, zabudowanym.
Jest nas dużo. Coraz więcej. Zamieszkujemy miasta, funkcjonujemy przy ruchliwych skrzyżowaniach, często na ulicy. Albo przechodzimy tylko chodnikiem , przecinamy szlaki komunikacyjne mijając ściany zapisane hasłami, stragany pełne niepotrzebnych rzeczy, mijamy ludzi, których nigdy nie poznamy.
Otaczająca rzeczywistość – klomby, dachy, blachy, panowie w mundurach, mury, plastikowe torebki – to rzeczy, które zaprzątają myśli, zapisane zostają w pamięci, zostają gdzieś w nas na zawsze. Jest tu miejsce zarówno dla spraw łagodnych czy pożądanych jak i brzydkich czy niejasnych.
Miasto tylko przez przypadek jest takie jakie jest i równie dobrze mógłby to być tylko fantastyczny sen.
Na jego terenie łączą się światy – działania i myśli przenikają się tworząc nowe warstwy znaczeń, sieci zależności, pokłady energii i góry śmieci.
W natłoku rzeczy, informacji, dźwięków, kolorów i mas powietrza próbujemy wrócić do siebie.
Klaudia Ka

MIĘDZY ZIEMIĄ A NIEBEM. MALARSTWO

W Galerii Elektor po raz kolejny prezentowana jest sztuka tworzona przez artystę młodego pokolenia Jaśka Balcerzaka .
Tym razem, artysta swe postrzeganie świata opiera na naturze. Inspirację czerpie z najsilniejszych jej ogniw, drzew. Miedzy ziemią a niebem to wystawa przekazująca widzowi potężne emocje artysty tak bardzo związanego z przyrodą, który czerpie z niej siłę i prawdę o otaczającym nas świecie.

”Olsza czarna –drzewo wysokości 25 m i pierśnicy 80 cm, z wyraźnym, prawie do szczytu widocznym pniem, wykształconym w postaci strzały, jak u drzew iglastych, i wydłużoną koroną. Kora czarnoszara, gładka, później tafelkowato spękana; młode pędy i pąki lepkie; pąki osadzone na wyraźnych trzonkach, okryte 2 lub 3 łuskami. Liście długości  4-10 cm, owalne lub odwrotnie jajowate, na szczycie zaokrąglone lub wycięte, u nasady szeroko klinowate. Brzeg liści grubo, podwójnie ząbkowany: górna strona błyszcząca, dolna matowo zielona z kępkami włosków  w kątach nerwów.”*  
Odkąd sobie przypominam drzewa były dla mnie bardzo ważną częścią otaczającego świata. Na początku, jako cel do zdobycia, jak szczyt góry. Wdrapywałem się na wysokie, niskie, rozłożyste czy szczupłe i wyniosłe, aby posiedzieć potem w szumie liści i gałęzi. Z czasem dostrzegać zacząłem ich różnorodność i piękno. Od kilku lat szkicuję drzewa w różnych porach dnia, roku. W wietrze i bez niego. Pod światło lub ze światłem. Powyższy fragment tekstu  z książki o botanice leśnej przytoczyłem, aby pokazać odmienność spojrzeń na ten sam temat. Biorąc pod uwagę wielość czynników wpływających na obraz danej rzeczy, otrzymujemy możliwość jej nieskończonej interpretacji i to opierając się na obserwacji, a więc (odważę się to napisać) pozostając w zgodzi z rzeczywistością. Prace inspirowane sosnami, olchami, jesionami, lipami oraz wieloma innymi są moją próbą pokazania piękna kryjącego się w drzewach.
Jasiek Balcerzak

*J. Tomanek Botanika leśna, Warszawa 1994

O NIM. Malarstwo Krzysztofa Musiała

Wystawa Krzysztofa Musiała w Galerii Elektor to kolejna odsłona sztuki współczesnej, artysty młodego pokolenia. Obrazy Musiała przyciągają nas swym wyrazistym i określonym pięknem. Figuratywne przedstawienia czytamy jako pewną opowieść o Nim. Postać chłopca pojawiająca się na obrazach, często multiplikowana, niechcący zdradza nam tajemnicę która ubrana w codzienność wydaje się banalna, ale stanowi o pełni życia. To co zachwyca w twórczości Musiała to bezpretensjonalność i prawda która płynie z jego płócien.

Fabryka snów. Malarstwo Magdaleny Nałęcz

Od zawsze pamiętam ten dreszcz emocji i całkowite przeniesienie w inny wymiar. Cisza zapadająca pomiędzy opadaniem kurtyny a owacjami widzów. Był to dla mnie magiczny moment. Siedziałam przez tych kilka sekund w osłupieniu, zachwycona i poruszona grą aktorów, koncertem muzyków, śpiewaków i powoli powracałam do realnego świata.
Moje najstarsze wspomnienia z dzieciństwa sięgają czasów, kiedy szyfony, tiule, tafty szeleściły w pracowni krawieckiej mojej babci, która wyczarowywała z nich kreacje do kolejnych spektakli w teatrze, a ja zakradałam się do pustej rekwizytorni i garderoby aktorów.
Emocje z dzieciństwa powróciły po latach, kiedy obejrzałam Cinema Paradiso w  reżyserii Giuseppe Tornatore. Do dziś porusza mnie As Time Goes By z Casablanki i Moon River ze Śniadania u Tiffaniego.
Temat malarski musi mnie poruszyć, zachwycić, pobudzić emocje i mocno zainspirować, abym zechciała poświęcić mu cykl obrazów.
W 1995 roku powstało kilka monotypii przedstawiających wnętrze, przestrzeń, garderobę, scenę, … Stały się one źródłem do powstania, w kilka lat później, cyklu obrazów Ostatni seans filmowy…. Ludzie nigdy dotąd nie byli bohaterami moich obrazów. Postacie wprowadziłam do nich trochę podstępem. Przedstawiłam moich ulubionych aktorów – bohaterów obrazów jako postaci z plakatu. Jednak nie chciałam, aby byli nieobecni, jednostronnie płascy.  Nadałam im życie i pozwoliłam zejść z plakatu. Magda Nałęcz

 

code: estinet.pl