Instynkt formy

Gdyby istniała rzeczywistość bez wymiaru czasu, wszystkie zdarzenia miałyby miejsce jednocześnie, w superpozycji, równoczesności trwania każdego możliwego stanu.

Takie nawarstwienie daje obraz obszaru bliskiego chaosowi, bez punktu orientacyjnego, bez początku, kształtu, bez wektora.

Nasza rzeczywistość jest chaosem odroczonym w czasie. Kaskada zdarzeń redukuje część możliwości, ale stwarza kolejne. Powstają rozgałęzienia sytuacyjne, nad których kształtem nie panujemy, których często nawet nie rozpoznajemy… Wydaje się, że jesteśmy zmuszeni zamykać cząstki świata w konceptach, kategoriach, formach idealistycznie stałych, perfekcyjnie uproszczonych.

W moich realizacjach pragnę zatrzymać na chwilę moment nieokreśloności, uwypuklić sugestię kwantowej superpozycji, spojrzeć na materię przed momentem redukcji jej stanu do konkretnej formy. Posługuję się linią, narzędziem wywodzącym się z rysunku, znakiem uproszczonym i redukującym. Służy on jednak nie tylko do symbolicznego zaznaczenia kształtu, staje się narzędziem dokumentacji istoty obiektu, ujawniając inne wymiary jego istnienia, wewnętrzną, ukrytą topografię złożoności. Linia staje się medium dla działania czasu, a czas modelem i deformantem.
Paulina Sylwestrowicz Instynkt formy

Wernisaż uświetni performance z udziałem Ryszarda Ługowskiego, imperium dźwięku na misy tybetańskie i gongi.

Eksploracje

Wystawa wykładowców Kierunku Grafika Społecznej Akademii Nauk

Artyści: Aleksandra Nałęcz, Jaśmina Wójcik, Krystyna Urbanowicz-Dudek, Maria Piątek, Martyna Ścibior, Dora Hara, Sabina Twardowska, Paulina Czajor, Zbigniew Sikora, Krzysztof Ćwiertniewski, Ryszard Kajzer, Przemysław Walczak, prof. Ewa Latkowska, Szymon Tomsia, Karolina Witowska.

 

Szepczące Membrany

Gra na wielu membranach

 

Monika Małkowska

 

Jedwabne „Szepczące membrany” Dory Hary nie tylko szepczą. Wywołują w wyobraźni odbiorcy echa rozmaitych doznań. Wsłuchajmy się w nie.

 

Buummmm! Baammm! Sszszsz… Czczcz…

 

Koliste formy i czyste, przejrzyste kolory ewokują skojarzenia muzyczne. Czerwienie – to mocne uderzenie, perkusja; błękity – piano, pianissimo, smyki, subtelne klawisze; żółcie, oranże – wysokie, świetliste tony trąbki; zielenie – spokój basso continuo; fiolety – organowe pasaże.

To żadna nowość – kolory mają brzmienie. Każdy odcień inaczej oddziaływuje na emocje i psychikę. Dlatego od dawna do opisu barw i tonów używano terminologii muzycznej. I odwrotnie – utwory muzyczne mają (w naszym odbiorze) swój koloryt.

Bo wszelkie bodźce zmysłowe odbieramy instynktem. Wywołują w nas reakcje atawistyczne, wypływające z podświadomości. Nie ma z nimi dyskusji – to odbiór pozarozumowy. .

 

Bummmm!

 

Delikatne jak skrzydełka ważki, transparentne jak ślubny woal, pozbawione ram, konturów,  wymykające się poza krawędzie, właściwie nieskończone, zarazem niematerialne – kompozycje Dory Hary mają moc.

Nie wiesz nawet, jak wielką.

Walą po oczach pulsujące koła, multiplikujące się w ciągi coraz to delikatniejszych aureoli, zda się – niknących gdzieś w przestrzeni, choć przecież pozostają na płaszczyźnie.

Płaszczyźnie? Czy mgłę można tak nazwać? Bo Dora Hara nie maluje na żadnej solidnej materii, a bardziej na oparach, na sugestii podobrazia. Zamiast płótna, jako podkładu używa połyskliwego nic: jedwabiu.

Szerokie pasma tej mgławicowej tkaniny łączy w wielkie połaci prawie niewidocznym lepiszczem. Powstają z tego ekrany przepuszczające światło, które rozjaśnia tonację użytych barw, zarazem wydobywając z kolorów lśnienie mocniejsze niż jakikolwiek werniks. Półprzezroczyste jedwabne „żagle” obywają się bez blejtramów. Zawieszone w przestrzeni, falują, drgają, trzepoczą wraz z każdym podmuchem, oddechem, ba! głośniej wypowiedzianym słowem.

Niepokój surowca (podkładu) potęguje dynamikę kompozycji.

Ruch w nich, jak we wszechświecie.

Wszystko płynie.

Formy kuliste wtaczają się na siebie, nachodzą, zasłaniają. Nieustanne zaćmienia słońc, ciągłe eksplozje supernowych, stały deszcz meteorów, non stop przemykanie komet.

To gdy patrzeć z daleka. Jednak jeśli spojrzeć z bliska – makrokosmos ujawnia swoje mikro-oblicze. Już z odległości kroku koliste formy otwierają przed nami wnętrza. Okazuje się, że to żadne martwe ciała astralne, lecz żywe organizmy.

W nich rojowisko komórek; w komórkach konstelacje jeszcze drobniejszych cząstek. Też witalnych. Ich żywotność oddają barwy; rytm przeobrażeń odzwierciedla wewnętrzna struktura; logikę przeobrażeń uzmysławia powtarzalność procesów.

 

Szszszsz!

 

Odetchnij głębiej, membrana drgnie, jedwabny kosmos animuje się. Usłyszysz wtedy dźwięki.

Im dłużej obcuje się z „Membranami”, tym mocniej rezonują w pamięci, pobudzają echa coraz to innych, kiedyś widzianych obrazów.

Pamięć…

 

Sto lat temu z okładem Konstantin Čiurlionis, artysta z wykształceniem muzycznym i malarskim, próbuje postawić znak równości pomiędzy muzyką a plastyką. Maluje akwarele w taki sposób, żeby odzwierciedlały jego fantazje muzyczne. Niemal w tym samym czasie Wassily Kandinsky, zaprzyjaźniony z Arnoldem Schönbergiem i zafascynowany jego utworami, usiłuje oddać ich klimat środkami malarskimi – co w 1910 roku doprowadza go do abstrakcji.

Inny wielki nowator sztuki, Paul Klee, obcował z muzyką od urodzenia – więc w jego plastycznych poszukiwaniach nie mogło zabraknąć prób przełożenia dźwięków na obrazy. Z kolei Robert Delaunay, tworząc orfizm (jeszcze przed wybuchem I wojny), dał nim odpór „głuchemu” kubizmowi i „rozśpiewał” abstrakcję. W nazwie kierunku odniósł się do Orfeusza, mitycznej figury artysty, któremu szczególnie bliska była muzyka.

Nad sposobami złączenia obrazu i dźwięku pracowali również eksperymentatorzy filmowi. Pierwszy awangardowy ruchomy obraz, „Balet mechaniczny” z 1924 roku wyreżyserował Fernand Léger. Jego „Balet…” nie ma narracji. To filmowa abstrakcja – ciąg przeplatających się ujęć: koła zębate, tłoki, samochód, twarze, rytmicznie poruszające się postaci, baletnica w nieskoordynowanym, szalonym tańcu… Obrazom odpowiadają intensywnie narastające i cichnące dźwięki. Rzec można – próba oddania rytmu i chaosu tamtej epoki.

Z naszego, polskiego podwórka, a także z bliższych nam czasów, „Szepczące membrany” wywołują z pamięci wibrujące koła i pulsujące fale Wojciecha Fangora i jego pulsujące okręgi.

 

 

Ciiii…

 

Na szczęście, Dora Hara przywołuje swych antenatów mimochodem, bez słów, bez interpretacyjnego naprowadzania. Do nikogo, ani do niczego bezpośrednio się nie odnosi.

Jej prace – to swoiste „powidoki” dzieł innych mistrzów.

A propos – „Powidoki” Władysława Strzemińskiego również pobrzmiewają w skojarzeniowej gamie. Tyle, że autor unizmu usiłował oddać obrazy utrwalone na siatkówce po spojrzeniu prosto w słońce, zaś Dora Hara skłania nas do patrzenia w gwiazdy lub… w światła uliczne, sztuczne, lecz atakujące nasz wzrok intensywniej niż ciała niebieskie.

Kiedy przypatruję się kręgom, kołom, aureolom i poblaskom pojawiającym się na jedwabnych błonach, mam wrażenie, że widzę morze reflektorów aut, sunących ulicami. I cały gwiazdozbiór sygnalizacji świetlnej, neonów, ruchomych napisów i reklam.

Ale w sztuce Dory Hary nie ma nic pewnego: czy odnosi się do natury, czy tworów współczesnej cywilizacji? I dobrze, że tak jest. Bo wieloznaczność – to gwarancja uniwersalizmu oraz  ponadczasowości.

 

Dżdżdż… szszszy…

 

Jeszcze wciąż brzmią mi w pamięci dźwięki daf, tradycyjnego perskiego instrumentu, przy pomocy którego Prospero wywoływał burze…

Prospero to oczywiście protagonista „Burzy”, najbardziej tajemniczej i wieloznacznej sztuki Szekspira. Niedawno oglądałam w Operze Narodowej ten dramat przełożony na mowę baletu. Co nietypowe – choreograf Krzysztof Pastor powierzył rolę Prospera dwóm wykonawcom, młodemu i starszemu. Ten bardziej zaawansowany wiekiem (wcielił się weń Abbas Bakhtiari, Irańczyk mieszkający w Paryżu, mistrz gry na daf) nie porusza się jak baletmistrz. Czaruje widzów i kiełzna żywioły grą na płaskim bębnie, owym daf. Wielka okrągła membrana, naciągnięta na niewysoką obręcz, pozwala wydobyć niezwykłą gamę dźwięków, często imitujących odgłosy natury. Abbas-Prospero uderza w instrument palcami lub dłonią.  Jednocześnie, manipuluje nim jak rekwizytem, zarazem elementem ciała.

Podobną magię widzę w pracach Dory Hary. Ona też uruchamia „membrany” swoim dotykiem. Nie może się pomylić – bo tu nic nie da się poprawić. Malarstwo na jedwabiu wymaga bezbłędnego opanowania techniki alla prima. I nieomylności ruchów. I dlatego patrząc na „Szepczące membrany” przypomniał mi się Abbas-Prospero grający na membranie daf.

Czy Dora Hara wywoła burzę? Mam nadzieję – burzę skojarzeń.

VAGABONDANDO

Często wydaje się, że wyobrażać można sobie tylko przyszłość, zaś teraźniejszość bezpośrednio się przeżywa. Ale kiedy idziemy przez miasto i widzimy ulice, place i domy, to mimo że widzimy tylko fragmenty: fasady, zaułki i pierzeje, to domyślamy się ich dalszych części.  Zakładamy, że ta ulica dokądś prowadzi, a w tamtym domu ktoś mieszka. Miasta, które zwiedzamy, są więc w znacznej mierze przez nas wymyślone. Interesuje mnie ten proces dopowiadania sobie niewidocznych części. Nie przebiega on nigdy byle jak – dopowiada się zawsze tak, żeby całość układała się w jakiś sens. Moje malarstwo jest właśnie o tym – o znaczeniach tego, co być może wcale nie istnieje. Alek Slon

Alek Slon- urodził się w 1975 r. w Warszawie. Ukończył wydział malarstwa rzymskiej Accademia di Belle Arti oraz filozofię na Uniwersytecie Warszawskim. Działa w Stowarzyszeniu Artystycznym Front Sztuki, współtworzy Kamienicę Artystyczną TA3 na warszawskiej Ochocie.

Listy z Moskwy

Wystawa „Listy z Moskwy” zbudowana jest z obrazu, słowa i dźwięku – z trzech elementów świata filmu. Jej inspiracją i głównym motywem jest scenariusz filmu fabularnego napisany przez Jolantę Knap – malarkę i autorkę tekstów. Agata Zalewska ożywiła go w formie projektów scenografii i postaci. Wystawa opowiada historię Anny – matki i Julii – jej córki. Zamyka się w trzech przestrzeniach: pokojach Anny – tego z lat 80-tych i współczesnego oraz przestrzeni, która dzieli i spaja wydarzenia należące do tych dwóch okresów młodości bohaterek.
Warszawa jest bohaterką filmu. Zmieniająca się panorama miasta za tym samym oknem tego samego mieszkania pozwala obserwować przeobrażanie się stolicy. Wędrówki bohaterek rysują mapę ich własnego terytorium w granicach miasta.
Listy są zbiorowym, znienawidzonym przez adresatkę, bohaterem filmu. Listy z Moskwy zestawione z listami z Nowego Jorku są małym, ale istotnym elementem wystawy. Dziewczynie łatwiej przychodziła złość w stosunku do chłopaka z Moskwy, była instynktowna i ożywcza, karmiona poczuciem wyższości. Zazdrość o autentyczność i energię NY bardziej ją bolała. Sztuka i muzyka odegrały ogromną rolę w akcie przetrwania obu bohaterek scenariusza, matki – wtedy i córki – dzisiaj. Ścieżka dźwiękowa zapisana w scenariuszu jest subiektywną listą przebojów – kawałków jazzowych i rokowych. Dwaj jazzmani: Henryk Gembalski – skrzypce i Witold Szczurek (Vitold Rek) – kontrabas użyczyli na potrzeby ekspozycji w Galerii Elektor swoich utworów skomponowanych i zapisanych na czarnych krążkach w latach 80-tych. Muzyka towarzysząca wystawie to w sumie sześć utworów, trzy pochodzą z płyty Die Sicherheit Henryka Gembalskiego nagranej w 1987r., trzy kolejne zapisane są na czarnym krążku Basspace Witolda Szczurka z roku ‘84.

Jolanta Knap opisuje historię Anny na kartkach papieru oraz przedstawia ją w postaci gestu, koloru i metafory na płótnach. Rozpikselowane pamięć i emocje są zamknięte w formacie A4 lub formacie kwadratu obrazów. Agata Zalewska materializuje tę filmową historię w postaci scenografii i kostiumów. Pozwala zajrzeć do pokoju filmowej bohaterki współcześnie i w czasach, kiedy była młodą dziewczyną, do szuflad i szafy, podejrzeć notatki, dotknąć ubrań.
Pokazane na wystawie materiały są koncepcyjnym „przedpokojem” do dalszych prac i krokiem do spełnienia marzeń autorki scenariusza o realizacji filmu.

Razem, ale osobno.

Sztuka zawsze odgrywała istotną rolę w życiu Barbary Zielińskiej. Miała z nią styczność już od najmłodszych lat za sprawą ojca – Kazimierza Zielińskiego, uznanego rzeźbiarza. Postrzeganie rzeczywistości poprzez twórczość, a także wyrażanie emocji za pomocą form wizualnych stało się dla niej czymś naturalnym. Dlatego studia na Akademii Sztuk Pięknych były niejako oczywistym wyborem. Jej twórczość ewoluowała. Różne techniki, z którymi się mierzyła, nie miały jednak wpływu na to, co w istocie zawsze chciała przekazać.

Artystka, początkowo przez rzeźbę i medale, a z czasem poprzez różne formy rysunku, dotykała niezmiennie tych samych egzystencjalnych zagadnień. Tak jest do dziś. W swoich pracach porusza kwestie istotne dla każdego. Zapytana o to, czym jest dla niej twórczość, odpowiada, że to jej osobista wypowiedź na temat otaczającej nas rzeczywistości. Najważniejsza jest treść. Forma pozostaje sprawą drugoplanową. Treść ma oddziaływać na emocje odbiorcy, dlatego że sama artystka w czasie kreacji kieruje się właśnie emocjami. Powstające rysunki, będące odzwierciedleniem jej odczuć i wrażeń, mają na celu wywołanie u odbiorcy refleksji. Cykle swoich prac autorka tytułuje „hasłowo”, na zasadzie skojarzeń. Zahacza o pewne sfery, wywołuje tematy, jednocześnie nie narzucając jednoznacznej interpretacji.

Barbara Zielińska pasjonuje się również literaturą. Porównuje rysowanie do pisania – jedno i drugie oznacza dla niej kontakt z innym człowiekiem. Wierzy, że pomiędzy artystą a odbiorcą tworzy się swoista relacja, nawiązana poprzez dzieło, które pośredniczy w przekazywaniu emocji i myśli. Dlatego jeżeli cokolwiek w jej rysunkach porusza odbiorcę, to znaczy, że jej twórczość ma sens. Jednocześnie jednak artystka tworzy w równym stopniu dla siebie samej. To nieodłączny element jej życia. Droga do poszukiwania odpowiedzi na nieprzemijające pytania.

Sam proces powstawania prac jest dla autorki równie ważny jak efekt końcowy. Tworzy w spokoju i samotności. Skupia się nad realizowanym cyklem i potrafi przez długi czas oddawać się tylko i wyłącznie pracy. Często pracuje nad kilkoma cyklami jednocześnie, ponieważ w trakcie procesu tworzenia różne skojarzenia nasuwają jej kolejne rozwiązania. To sprawia, że całość jej dorobku artystycznego stanowi spójną wypowiedź.

Prezentowana wystawa wpisuje się z powodzeniem w całokształt twórczości Barbary Zielińskiej, dając jednocześnie obraz pewnych przemian. Do tej pory jej rysunkowe prace, mimo pozornie lekkiego wydźwięku, zawierały w sobie element tajemnicy, smutku i tęsknoty. Prace, które powstały teraz, zapowiadają stopniową przemianę postrzegania przez artystkę otaczającej nas rzeczywistości – cykle o tytułach „Teatr marzeń” czy „Wzajemność”, choć wciąż przeplatają się z bardziej melancholijnym „Oczekiwaniem”, zawierają w sobie coraz śmielsze elementy optymizmu. Są tak sugestywne, że nie sposób oprzeć się zaproszeniu przez artystkę do emocjonalnej podróży po własnych refleksjach.

Maja Tomaszewska

W twórczości Ireneusza Jankowskiego od samego początku motywem przewodnim był pejzaż. Dominuje on i teraz. Artysta poddaje go różnego rodzaju przetworzeniom
i poprzez syntezę niejednokrotnie doprowadza do formy niemalże abstrakcyjnej. Obserwacja przyrody jest dla niego pretekstem do zabawy formą i fakturą. Nigdy nie tworzy, by zaspokoić gusta odbiorców czy krytyków sztuki. W pracach pokazuje swoją interpretację świata – dlatego są prawdziwe.

Twórczość artysty biegnie dwutorowo – tworzy prace olejne na płótnie oraz prace ceramiczne, wykonywane techniką własną. W ostatnim okresie zdecydowanie przeważają jednak te drugie. Są one utrzymane w określonych tonacjach kolorystycznych lub monochromatyczne. Uproszczone formy, pozornie tchnące spokojem, poprzez załamania
i drobne niuanse wskazują na złożoną i bogatą osobowość autora. Zabawa ceramiką sprawia mu ogromną przyjemność, ponieważ umożliwia wykorzystanie elementów płaskorzeźby
i ukazanie trójwymiaru. Jednocześnie jest rodzajem nieustającego poszukiwania, a co za tym idzie – rozwoju.

Przy zindywidualizowanych, syntetycznych ujęciach, artysta rozpatruje różne aspekty podejmowanych motywów. Kluczową rolę w jego twórczości odgrywa zagadnienie koloru
– to on nadaje głębię i odsłania prawdziwą wrażliwość plastyczną. Artysta przedstawia nieprzeciętnie wysublimowaną analizę struktury kolorystycznej, lubując się w subtelnościach, jakie można uzyskać tylko poprzez wnikliwe i czasochłonne gry z barwą. Dużą wagę przywiązuje do estetyki pracy i wykończenia każdego elementu. Integralną częścią każdej pracy, bardzo ważną i przemyślaną, jest jej oprawa.

Dzięki niespotykanej formie, jaką przybierają obrazy Ireneusza Jankowskiego, jego twórczość staje się niepowtarzalna.

code: estinet.pl